Lost - Zagubieni

Dla mnie Sawer, Chuck, Damon to są postacie z tej samej ligi więc nie powinno być zdziwienia w mojej antypatii xD

why Kasia? przecież Sawyer miał zajebiście dobre serce. i moim zdaniem świetnie to było widać w jego związku z Kate i Juliet (bleee ). czego nie można już powiedzieć o panach Ch i D

Mimo, że uwielbiam Damona i uwielbiałam Chucka to nie wiem skąd porównanie do Sawyera. Chuck i Damon są toksyczni, a Sawyer był cudowny pod chyba każdym względem

No ale też taki Basstard z niego

Jest pokazany jako bad boy, ok. Jednak to nie zmienia faktu, że jest wspaniały xD

Jak można nie lubić Sawyera? Moim zdaniem był to najlepszy bohater z całego Lost, a jego związek z Kate będzie już zawsze jednym z moich ulubionych serialowych związków. Kate z Jackiem jeszcze jakoś przeżyłam, miałam nadzieję, że to okres przejściowy, ale kiedy się okazało, że Sawyer jest z Juliet, to myślałam, że wyrzucę telewizor przez okno. Przecież oni do siebie w ogóle nie pasowali, tak samo jak Jate zresztą. Sawyer i Kate do siebie świetnie pasowali, oboje z pozoru to czarne charaktery, ale razem byli naprawdę słodcy. Cage sex, wyznania miłości i wszystkie zabawne teksty między nimi były jednymi z największych powodów, dla których ciągle oglądałam Lost, kiedy w ogólnej fabule już się gubiłam xD Mogli nam zaserwować ich jako endgame, a nudnych doktorków też połączyć

Lil przecież oni byli endgame Jack umarł SPOILER piekło czyściec czy tam niebo nie liczy się xD

Gigi napisał:Lil przecież oni byli endgame Jack umarł SPOILER piekło czyściec czy tam niebo nie liczy się xD

Racja, to co się działo w tym czyśćcu nie liczy się. Jack i Juliet umarli, a Kate i Sawyer endgame! xD

właśnie :*

ej Jack i Juliet do siebie pasowali imo. umieraliby codziennie.. z nudów xD

Może mi ktoś napisać jak to się w ogóle skończyło? Oglądałam to jakieś półtora roku temu i nie pamiętam za bardzo, do tego tak pokręcili, że się już wtedy gubiłam. Wyspa znikała, przemieszczała się, podróże w czasie, retrospekcje z przeszłości/przyszłości, jakieś światełko w skałach i władca wyspy, brat zły i dobry, dymem był zły brat czy coś xD

[You must be registered and logged in to see this link.] quiz xD

Boone 75%
Sayid 70%
Sawyer 55%
Charlie 55%
John Locke 50%
Claire 35%
Jack 30%
Kate 30%
Sun 30%
Hurley 25%
Shannon 25%
Jin 20%

"You Scored as Claire" xD Nie jest źle

brulion napisał:No ale też taki Basstard z niego

O to mi chodziło, nie lubię takich bad boyów xD A on to już w ogóle jaskiniowiec xD

Beauty napisał:Może mi ktoś napisać jak to się w ogóle skończyło? Oglądałam to jakieś półtora roku temu i nie pamiętam za bardzo, do tego tak pokręcili, że się już wtedy gubiłam. Wyspa znikała, przemieszczała się, podróże w czasie, retrospekcje z przeszłości/przyszłości, jakieś światełko w skałach i władca wyspy, brat zły i dobry, dymem był zły brat czy coś xD

[You must be registered and logged in to see this link.] quiz xD

Boone 75%
Sayid 70%
Sawyer 55%
Charlie 55%
John Locke 50%
Claire 35%
Jack 30%
Kate 30%
Sun 30%
Hurley 25%
Shannon 25%
Jin 20%

Zdziwiłabym się gdyby to nie był Somerhalder xD ;*

John Locke
85%
Charlie
75%
Boone
75%
Jack
60%
Kate
60%
Hurley
60%
Sayid
60%
Shannon
55%
Claire
50%
Sawyer
45%
Sun
45%
Jin
35%

lol.

Więc Gigi skierowała mnie tu abym napisała coś o Jate. Więc piszę.
Za co kocham Jate?

Może na początek:


Jate is Fate. To hasło Jaterów, które powtarzałam jak mantrę przez pół gimnazjum i całe liceum.

Jate pokazało mi, że miłość nie zawsze jest prosta. Że może być trudna. Że może być, że nie akceptujemy jakiejś części partnera, a jednak nadal jest to miłość.
Z Sawyerem łączyło ją pożądanie i podobne doświadczenia życiowe, przez które zawsze czuła się gorsza od Jacka. Z Jackiem Kate odnajdywała swoje lepsze cechy i poznawała się na nowo. Dla mnie wybór był oczywisty i nie zliczę niepochlebnych epitetów, które kierowałam w jej stronę przez 6 lat. Cieszę się, że doczekałam się ILY, choć wtedy było już po sprawie.

Może jak ktoś się podejmie ze mną polemiki, to napiszę więcej, bo późna godzina nie jest moim sprzymierzeńcem.

Jate is Fate. To hasło Jaterów, które powtarzałam jak mantrę przez pół gimnazjum i całe liceum.

xDD ja już boję się. sorry. chyba nie podejmę wyzwania

Kate była niesamowicie wkurzająca przy Jacku. przy Sawyerze nie odnajdywała siebie?? zawsze miałam wrażenie, że przy Jamesie była sobą. a przy Jacku udawała. przy Jamesie nie zastanawiała się. działa jak jej serce mówiło. przy Jacku dramatyzowała. zastanawiała się. i generalnie zero spontanu i energii. ale to chyba dlatego, że Jack był taką popierdółką

Oj nie bój się. To był mój pierwszy ship, młoda byłam, więc relax

Kate była sobą przy Sawyerze. Tak, tą zagubioną dziewczyną, która myśli, że na nic nie zasługuje i jedyne co może zrobić to uciec. Więc tu się z Tobą zgadzam.
Przy Jacku okazywało się, że ma jednak wrażliwszą stronę, że nie musi zgrywać hardcora, że nie ma ochoty dalej uciekać, że pragnie stabilności i rodziny.

Jack nie był pierdołą. Był liderem i nie mógł podejmować spontanicznych decyzji, bo ryzykował nie tylko swoim życiem. Sawyer nie miał nic do stracenia, więc nic dziwnego że to on został tym buntownikiem.

Spoiler:

byłam młoda xD

właśnie nie. imo Kate przy Sawyerze odnalazła siebie w sensie takim, że dobrze przy nim czuła się. właśnie nie musiała uciekać. po prostu czysty relaks, humor i nie przejmowanie się jutrem. życie

z Jackiem za to miałam wrażenie, że to taka jędza. ciągle jej coś nie pasowało. zmieniała zdanie sto razy. miałam wrażenie, że trzyma się go na siłę, bo jest po prostu jej buforem bezpieczeństwa i dlatego do niego wracała. i wyszły z tego flaki z olejem Jate nigdy nie miało iskry Skate. Skate byli przyjaciółmi i świetnie dogadywali się. Jate to kompletne przeciwieństwo. zawsze mieli problem z dogadaniem się. ona robiła inaczej. on inaczej. zero porozumienia. często Jack wydzierał się na nią. poza tym miałam wrażenie, że Kate zawsze robiła tak, żeby przypodobać się Jackowi albo zyskać jego uznanie. przy Sawyerze nie musiała udawać. była sobą. znali się doskonale i znali swoje sekrety. przy Jacku Kate chciała zapomnieć kim była w przeszłości. przy Sawyerze nie musiała. była sobą.

Jack był popierdółką. liderem to był Locke sorry Jack był takim lider, że matko. taki lider pasowałby chyba tylko do melodramatu albo Mody na sukces. te jego niepotrzebne gadki szmatki albo wewnętrzne cierpienia lol. zawsze miałam wrażenie, że rozwala grupę a nie scala.

Bo Sawyer był taką odskocznią. Dla Kate zawsze liczył się tylko Jack IMO On był tym pierwszym, w którym się zakochała i tym ostatnim, któremu powiedziała ILY. I ta scena w czyśćcu. Jate miało swoje problemy, ale tworzyli poważną i dojrzałą parę. Z Sawyerem to bardziej taka zabawa, sex, chwila zapomnienia. Nie wiem czy daliby radę jako para dłużej Chociaż Sawyera jako postać bardzo lubiłam.

Locke liderem. Please. Właśnie było to widać kiedy przyczynił się do śmierci Bootha a potem jeszcze kłamał, co już jednoznacznie doprowadziło do jego śmierci, bo Jack nie podjął takiego leczenia jakie powinno być w tym przypadku zastosowane. Locke myślał tylko o wyspie, a nie o ludziach, którzy się na niej znaleźli. Siedział sobie z innymi, stał się ich przywódcą i wcale nie myślał o tym, co się dzieje z resztą rozbitków.

Jack scalał. Każdy mógł znaleźć w nim oparcie - Charlie, Claire, Hugo, a nawet Sawyer.

Kate była jędzą nie tylko przy Jacku imo. I jak wg można powiedzieć, że Jate nigdy nie miało iskry Skate? No jeśli iskrą jest seks w klatkach, no to rzeczywiście Jate nie miało takiej okazji. Jate akceptowało się powoli, a Skate nie musiało, bo przecież oni byli tacy sami. Wydaje mi się, że związek dwóch podobnych osób nie ma zbyt dużej szansy. Wyznaję zasadę, że przeciwieństwa się przyciągają, a Jack i Kate nimi byli.

Nie będę się raczej wtrącała za bardzo, bo już nie pamiętam co i jak, ale zdecydowanie przeciwieństwa się NIE PRZYCIĄGAJĄ. Na krótko tak, ale nie na dłuższą metę.

Ja mogę powiedzieć tylko, że zawsze obierałam to tak jakby Kate starała się przy Jacku być lepszą, być ponad to wszystko co zrobiła w życiu, a przy Sawerze tak naprawdę nic nie musiała.

Ja aż tak dokładnie nie pamiętam LOST, ale mi się wydaje, że przy Jacku ona za bardzo nie była sobą, tylko udawała, aby dopasować się do tego ideału Jacka A przy Sawyerze nie musiała niczego udawać, mogła być sobą, nie bała się, że ten ją będzie osądzał. Sawyer i Kate to bad boy i bad girl, ale wg mnie wcale nie potrzebowali "tego dobrego/tej dobrej". Razem byli po prostu lepsi niż w pojedynkę i, moim zdaniem, niż przy Juliet/Jacku

Beauty napisał:Nie będę się raczej wtrącała za bardzo, bo już nie pamiętam co i jak, ale zdecydowanie przeciwieństwa się NIE PRZYCIĄGAJĄ. Na krótko tak, ale nie na dłuższą metę.

You are wrong. Mogę to potwierdzić na własnym przykładzie, że przeciwieństwa się przyciągają. Jestem w 7-letnim związku, a ja i mój partner całkowicie się różnimy. I dzięki temu doskonale się dopełniamy. I nie, nie jesteśmy wyjątkiem potwierdzającym regułę .

Moim zdaniem w związku chodzi o to, aby dzięki tej drugiej osobie stawać się lepszym człowiekiem. I Kate taka stawała się przy Jacku. On był jej stałą. Jej oparciem. Jej stabilną przystanią.

Zresztą nie ma co dyskutować (płakać) nad rozlanym mlekiem. Jate to endgame i już nic tego nie zmieni.

z tego co wiem to podobieństwa przyciągają się dużo bardziej niż przeciwieństwa i jak wybieramy partnera to szukamy podobieństw nie przeciwieństw :>

Jate to endgame?? chyba po ich śmierci .... a no tak xD Skate było real endgame sorry :>

i tak jak mówi Lil. Kate udawała przy Jacku. przecież nawet chciała ukryć prawdę o sobie. ze Sawyerem odkrywali swoje sekrety i znakomicie rozumieli się.